czwartek, 14 lutego 2013

Rozdział 7: "Klejący się do ust arbuzowy błyszczyk"

    - Ale... Ale teraz? - jęknął zdezorientowany tata.
Mama odwróciła się w moją stronę.
    - Córciu, wszystko w porządku? Nie masz gorączki...? - spytała.
    - Nie, mamo, wszystko dobrze...I nie no, po świętach, na rozpoczęcie Czterech Skoczni. - odpowiedziałam.
Dobrze jest, Milka,  się nie drą, nie kwiczą, nie piszczą, to nie jest źle. A przynajmniej na razie. Już nie raz były sytuacje, kiedy wszystko było pięknie i ogólnie perfect, ale później... Później, ohohooho! Więc wolałabym nie mówić hop, zanim nie przeskoczę.
    Siedzieliśmy chwilę w ciszy, aż w końcu tata odetchnął bezradnie.
    - Prosiaczku, przecież to jest pełno pieniędzy, kilometrów i zaangażowania... - powiedział łagodnie, jakby chciał mnie zniechęcić do mojego pomysłu. - Naprawdę chcesz tak do tego Andreasa jechać? Widzicie się przecież do konkurs...
    - Tato, są samoloty, nie będę szła tam przecież pieszo... Co do cen to mam uzbierane.
    - To słucham - powiedział nieco kpiąco, co mnie trochę zirytowało. Wzięłam oddech.
    - Samochodem zawosisz mnie do Krakowa na lotnisko im. Jana Pawła II, bilet do Monachium kosztuje 498 złotych, które mam uzbierane, a powrót fundują mi rodzice Andiego. Na lotnisku w Monachium czeka na mnie Tanja i jedziemy z panem Hermannem do Weissbach. - powiedziałam poważnym tonem. - Na wydatki zabieram ze sobą pięćset złotych, w tym sto od Kamila i Ewki, a dodatkowo 50 euro dorzuca mi pani Claudia. Czyli łącznie zabieram ze sobą około 703 złotych, wyjeżdżam na tydzień. Powinno starczyć.
Ani tata, ani mama pewnie nie spodziewali się po mnie tak szczegółowego planu. Prawda jest taka, że z rodziną Andreasa już w szpitalu rozmawialiśmy na Skypie o tym, że mogłabym kiedyś do nich przyjechać. A że teraz Andi nie będzie jechał na Cztery Skocznie, jak mnie poinformował, i w dodatku tęsknimy za sobą jak najęci, to chyba jest to idealna okazja.
    Tatę faktycznie zatkało.
    - Przecież zbierałaś te pieniądze na bluzę Morgensterna - odezwał się w końcu, nieco schodząc z tematu.
    - Tato, Thomas dał mi ją w prezencie na zeszłe urodziny i mam ją już ponad rok...
    - No ale, jesteś pewna? - mama dotychczas milczała, ale zdecydowała się coś powiedzieć. Myślę, że znała już odpowiedź doskonale, bo w końcu to ona była pierwszą osobą, której powiedziałam o tym zauroczeniu, i wiedziała że Andreas jest dla mnie bardzo ważny.
    - Mamo, jestem - jęknęłam - Gdybym nie było, to bym chyba nie obliczała codziennie cen lotów i kursów walut.
Tata westchnął tylko, po czym zaparkował samochód i wyjął kluczyki ze stacyjki. Siedzieliśmy trochę w samochodzie, w ciszy. Pewnie zastanawiali się, co mają ze mną począć. Nie spodziewali się, że nagle ta ich mała Amelka, ich Milka, ich Prosiaczek, który jeszcze kilkanaście lat temu gryzł ich w palce i szczypał w nosek, jest zakochany i planuje z rodziną ukochanego wyjazd do jego miejsca zamieszkania. Ouch, mamo, przepraszam, że nie jestem już brzdącem i dorastam, niedługo 17 lat na karku będzie i wkrótce 18. Sad but true.
    - To jedź - westchnął tata. - Jak kochasz, to jedź, a nuż będą ładne wnuki...
    - Ajć, Bronek! - mama dźgnęła swego męża łokciem. - Siedemnaście lat ma i maturę niedługo, a nie...
Wysiedliśmy z samochodu, ja z ogromnymi trudnościami jak zwykle, bo nie potrafię się obsługiwać tym cholerstwem, ale trudno. Poszłam wybierać z rodzicami lampki i zdecydowaliśmy się na tradycyjne białe w kształcie śnieżynek. Kupiliśmy trzy opakowania, jedno na choinkę i dwa do mnie - jedno na okno, drugie nad łóżko. Zwinęliśmy się najszybciej jak mogliśmy, bo zaczęło ku naszemu zdziwieniu grzmieć gdzieś w oddali. Wpakowaliśmy się do auta i odjechaliśmy do domu.
    Zaczął padać leisty, gęsty deszcz, robiąc z śniegu na drodze szarą papkę. One Direction pogrywało w radiu, a że tata chyba nie przepada za brytyjskimi boysbandami (oh Lułis/Hary/Najl/Lijam/Zejn!), to wyłączył to szybko. A zdążyłam już nucić pod nosem refren, który swoją drogą był bardzo wesoły i rozjaśniał nieco niebo na dworze. Co prawda przestało już grzmieć, ale za to nadal lało jak z cebra. Za oknem śnieg co prawda nie malał jakoś drastycznie, ale na drodze robiła się jednak z niego szara, błotnista papka. Uhuh, uwielbiam tą odsłonę zimy. Wygodnie położyłam nogi na kanapie z tyłu auta i przymknęłam powieki. Drzemka nikomu źle nie zrobiła.
    Drzemka z odgłosem deszczu w tle mogła zrobić tylko dobrze.


~*~

    Obudziłam się nie w aucie taty, tylko na kanapie. Naszej kanapie w salonie, mięciutkiej i ciepłej. Byłam okryta grubym kocem w żyrafki, a pod głową miałam miękkie poduszki. Przetarłam oczy i zmarszczyłam brwi. Poczułam aromatyczny, ziołowy zapach dochodzący z kuchni. Znajome. Tata pewnie ubiera Mama piecze kurczaka. MAMA PIECZE KURCZAKA!
    Poderwałabym się pewnie, gdyby nie konieczność bliskości Kathy i Katie, a że nie było ich obok, to musiałam się powolutku podnieść i wychylić głowę zza oparcie kanapy.
    - Mamo, robisz kurczaka?
    - Tak - uśmiechnęła się tylko i po chwili szybko zmieniła temat, zupełnie jakby krępowały ją kurczaki. - A co z tym Weissbach?
    - Cholercia... Daj mi kule.
Mama podała mi Kathy i Katie, po czym podniosłam się szybko i pokuśtykałam do pokoju. Schody, moje odwieczne rywalki, ciągnęły się w nieskończoność, więc kiedy tylko dotarłam do mojego królestwa, gdzie już wisiały lampki, opadłam na łóżko i sięgnęłam po telefon.
    Szybko napisałam smsa do Julii.
    "Rodzice okiełzani, plan na 90% zakończy się zwycięstwem Królowej Milkolandii Amelii Dżasty drugiej! :D"
    "ASKFLJKHDFL; jak miło! <3 Poinformować Andiego??"
    "Broń Boże, jeju Julia! Ani mi się waż!"
    "Ok, ok. Wiesz jak on tęskni? ;( Dzisiaj nic nie zjadł oprócz miseczki płatków i jakiegoś jogurtu."
Uniosłam brwi i poczułam jak coś mnie kuje. Andreas tęskni. Przeze mnie będzie nikł w oczach. Jego siostry się martwią. A ja grzeję dupsko w Zakopanem i kuśtykam w lewo i prawo. KURWA MAĆ.
    "Powiedz mu, że go kocham. </3"
    "To mu sama powiedz, hahaha :* Ja idę na imprezę za chwilę z Tanją, więc żegnam cię cieplutko, kochana :*"
    "Papaaatki!"
Zakończyłyśmy rozmowę, a ja nadal siedziałam z iPhonem w ręku. On, do jasnej Anielki, tęskni. I ja też. Oboje bardzo mocno. Ale ja nie chcę się spotykać, nie teraz. Dopiero za tydzień. Dopiero za ten długi tydzień będę mogła się z nim zobaczyć, przytulić go, znowu poczuć go przy sobie, znowu czuć jego mocne ramiona wokół mnie.
    Otworzyłam kontakty i zadzwoniłam do Andreasa. Przycisnęłam telefon do ręki i odchyliłam głowę do tyłu. Nigdy nie odbiera za pierwszym razem. Pierwszy, drugi, trzeci, czwa...
    - Schatz! - zawołał do telefonu z nadzieją w głosie. Mogłam wywnioskować, że uśmiecha się teraz szeroko i podrywa do góry. To jego niemieckie 'kochanie' było tak urocze  i słodkie, że miałam dreszcze za każdym razem gdy tak się do mnie zwracał. Było szczere. - Schatz, jesteś tam?
    - Tak, tak - wyrwałam się z zamyślenia. - Dzwonię powiedzieć, że cię bardzo mocno kocham, Andreas.
    - Andi.
    - No weź mnie nie poprawiaj - zachichotałam cicho do telefonu. - Kocham cię, Andi.
    - To ty mi tutaj nie gadaj tego przez telefon, tylko wejdź na Skype'a albo coś... Tęsknię za twoją twarzyczką, za twoim arbuzowym błyszczykiem, za tym tuszem na twoich rzęsach, aparatem na zębach, rozczochranej grzywce i-
    - A ja tęsknię za nieładem na twojej głowie, twoimi oczkami, zapachem twojego żelu pod prysznic i twoimi dłońmi na moich zmarzniętych policzkach - wyszeptałam na jednym oddechu. Chciałam go teraz tak mocno przytulić, mówić mu że go kocham co sekundę i przysunąć do siebie blisko.
    - Wow - odetchnął tylko, zapewne się uśmiechając delikatnie. - Naprawdę za tym tak bardzo tęsknisz?
    - A ty naprawdę też tęsknisz za moim błyszczykiem, który ci się klei do ust? - wydusiłam przez śmiech.
    - A powiem ci że tęsknię!
    - To się cieszę! - odparłam równie dumnym tonem, co Andi. Usłyszałam, jak mama woła mnie na obiad, i właśnie w tamtym momencie zaburczało mi w brzuchu. - Dobra, Wellinger, kończę już...
    - Zadzwoń - powiedział z nadzieją w swoim pięknym głosiku. - Bo będę tęsknił!
    - Pa, liebling. - zaśmiałam się do telefonu, po czym rozłączyłam się i chwyciłam za Kathy i Katie. Zeszłam po schodach, po czym podkuśtykałam do stołu i usiadłam na krześle. A raczej walnęłam się na to krzesło i schowałam twarz w dłonie.
    Mama przyglądała mi się chwilę, nakładając na talerze kurczaka, jeżynkę z marchewki i groszku i ziemniaki. Musiałam wyglądać jak kupa nieszczęść, mimo, że się nie czułam na tyle fatalnie. Faktycznie trochę tęskniłam. Albo raczej tęskniłam. Nie no, Milka, ty CHOLERNIE mocno tęskniłaś. No bo jak nie ty, to kto? To ty przecież przywiązywałaś się do ludzi jak rzep do psiego ogona, a jak kochasz, to z całego swojego krowiego serduszka. Prawda?
    - Przyda ci się ten wyjazd - westchnęła mama, po czym podstawiła mi talerz pod nos.
    - Nie mam apetytu - mruknęłam tylko w odpowiedzi.
Tata, który chwilę później również pojawił się przy stole, nadział ziemniaka na widelec i skonsumował warzywo. Zerknął na mnie, a po chwili wygiął usta w uśmiechu. Wymienił spojrzenia z mamą, która również miała przylepiony na usta lekki uśmiech.
    - Claudia dzwoniła, że Andi też nie ma apetytu - mama dźgnęła mnie lekko w żebra. - Syndrom tęskniących zakochańców?
    Spojrzałam na mamę, po czym odstawiłam talerz z kurczakiem na bok i jęknęłam. Odchyliłam głowę do tyłu i zaczęłam przyglądać się sufitowi. Bardzo możliwe, mamo, bardzo możliwe, że masz rację.
    - Tak - odparłam tylko. - Zdecydowanie.

A/N: No, Prosiaczki, mamy problem. Bowiem powróciła okropna nuda, brak jakiegokolwiek sensu w rozdziałach i tak dalej. Przepraszam was za ten kleik, którym była ta część, ale w przyszłym rozdziale prawdopodobnie pojawi się motym z Mistrzostwami i wyjazdem do Weissbach... Mam nadzieję, że wytrwaliście ten cukier i będziecie dzielnie czekać na pozbycie się go w następnych częściach :D
Tymczasem zajdą małe zmiany co do publikacji postów, bowiem będą one się pojawiały CO CZWARTEK. Coraz więcej nauki i pracy nad kolejnymi opowiadaniami, więc zaczynam nie wyrabiać, haha :D Ale cóż, niedługo startuję z Maćkiem Kotem (który podobno niedługo ma nas czymś zaskoczyć, czyżby farbnie się na blond? czy na zielony? :c) lub Andim Koflerem (ankieta trwa, juhuu!) i wstawiam pierwszy rozdział na Przeklinam cię :)

Pozdrawiam was serdecznie! :**