niedziela, 20 stycznia 2013

Rozdział 1. "Niemcy porwali ci twoją kochaną, małą Amelkę!"

Czasem dużo rzeczy idzie nie po naszej myśli. Ludzie odchodzą, rzeczy i uczucia zanikają. Nowe osoby i emocje przychodzą, niektóre zostają na dłużej... I nie zawsze jest to dla nas pozytywnym krokiem w przyszłość. Tęsknimy, pożądamy kogoś lub czegoś, a czasem jednak zdarza nam się coś odrzucić. I w tamtym dniu nie po mojej myśli był wyjazd mojego brata czy Kociątka. Kolejny z resztą.
    - Kaaaaaaaaamiiiil - jęknęłam, wieszając się na szyi brata. - Musicie jechać?
    - No przecież wiesz że musimy... - przytulił mnie do siebie. - No cicho już, Amelka.
Kamil mówił na mnie Amelka od małego zawsze, kiedy byłam zasmucona. Tylko on mógł mówić na mnie właśnie Amelka i to się już nigdy nie zmieni. Byłam do niego bardzo przywiązana, to znaczy do Kamila. Był moim najukochańszym, starszym i troskliwym bratem, który od małego stawał w mojej obronie i rozumiał mnie jeszcze lepiej niż mama, tata czy nawet Maciek albo Monika, moja przyjaciółka.
    Mama chrząknęła nagle i położyła mi dłoń na ramieniu, ale ja byłam zajęta tuleniem się do Kamila. Oczy mi się zaszkliły, jak z resztą zawsze przed jego jakimkolwiek wyjazdem. Mieszkał oczywiście z Ewą, ale miał nadal w naszym rodzinnym domciu swój pokój i przed każdym wyjazdem spędzał tu ostatnie kilka godzin. A to i tak było dla mnie mało.
    - Milka, spójrz - Maciek uśmiechnął się i wskazał na coś za mną. Odwróciłam się natychmiast, rozluźniając uścisk Kamila i nogi mi dziwnie zmiękły.
    Przede mną stała moja jedna z większych walizek, miętowa, lakierowana walizka na kółkach, szczelnie zapakowana w moje rzeczy.
    Uniosłam wzrok na mamę i zerkałam to na walizkę, to na mamę i Kamila. Popłakałam się nagle, zakrywając z wrażenia usta.
    - Ma-Maciek ja jadę z wa... Z wami? - głos mi drżał, kiedy Kamil i Maciej przytulili mnie do siebie mocno. Czułam się tak inaczej, nigdy nie jechałam z Kamilem na żaden jego konkurs.
    - Jedziesz, jedziesz - uśmiechnął się w odpowiedzi Kot, po czym pogłaskał mnie po głowie. - No dalej, bierz tą walizkę, żegnaj się z mamą i chodź do auta.
Ucałowałam Maćka po całej twarzy, zaczynając od policzków i kończąc na czubku nosa, a po chwili moją mamę spotkał ten sam los. Wyściskałam ją mocno, dziękując za taką niespodziankę i podbiegłam do samochodu, gdzie już za kierownicą siedział tata.
    Zapowiadało się na coś niesamowitego.

                                                                                 ~*~

W Lillehammer byliśmy następnego dnia w południe. Lotnisko było zaludnione, ponieważ o podobnej porze przylatywały również inne reprezentacje i to pewnie dlatego przy barierkach stało tyle piszczących fanek i kibiców (już trochę cichszych).
Zabraliśmy razem z całym sztabem naszej reprezentacji nasze klamoty i w sumie to po raz pierwszy widziałam na żywo tyle aparatów, zeszytów czy kartek wystawionych po autograf czy oślepiającego światła kliszy.
Chłopaki porozdawali trochę autografów, ale jako, że już za godzinę mieli trening, a musieliśmy się jeszcze w końcu rozpakować i przygotować to pospieszyliśmy się i podjechaliśmy do hotelu.
Okazało się, że hotel, w którym będziemy przebywali przez cały konkurs w Lillehammer to nowoczesny kompleks Spa & Wellness, położony niedaleko skoczni i wyposażony w boisko czy siłownię oraz basen. Sam hotel był kilkoma budynkami - jednym głównym z recepcją, restauracją i holem gościnnym, a wokół niego znajdowały się inne budynki, nieco wyższe, ponieważ to tam znajdowały się pokoje. Nad automatycznymi, ogromnymi drzwiami wisiały odpowiednie flagi kilku krajów, więc szybko domyśliłam się, że oprócz nas w owym ośrodku będą spały jeszcze inne reprezentacje.
Nie miałam jednak zbytnio czasu zobaczyć, który budynek należy do którego kraju, ponieważ musiałam już lecieć do naszego przydziału, aby się rozpakować.
Weszłam do budynku za Krzyśkiem (swoją drogą wiecie, że Krzysiu potrafi śpiewać? Udawał w samolocie Lanę del Rey, przysięgam!), rozglądając się. Mała recepcja, dwa fotele przy szklanym stoliku w rogu i przytulny kominek. Bardzo fajnie to wyglądało.
Recepcjonistka od razu wiedziała, kim jesteśmy (no może kim są chłopcy, a nie ja) i dała nam kluczyki na nasze piętro.
Okazało się, że mój pokój jest dość duży. Może nie duży, ale średni, o. Łóżko, na którym mogłyby się spokojnie zmieścić dwie osoby, szafka nocna i ogromny telewizor zawieszony naprzeciwko -  a pod nim komoda, na której stał telefon i lampionik z świeczką w środku. Oprócz tego miałam oczywiście łazienkę z narożną wanną i prysznicem i małą kuchnię. Z tarasu, który również miałam w posiadaniu, rozpościerał się widok na park należący do ośrodka. Był zaśnieżony i wyglądał naprawdę pięknie. Oprócz tego widziałam również skocznię, co bardzo mnie cieszyło, bo już miałam przed oczami wizję siebie, siedzącej wieczorami i patrząc na oświetlony obiekt, gdy to któraś z reprezentacji lub poszczególny skoczek trenuje. Cały ten piękny widok jednak w 2/3 zasłaniał budynek reprezentacji Niemców. Hm, fajnie, że będę mogła podglądać lornetką przebierających się skoczków narciarskich. Jakby mnie to bardzo interesowało.
Rozpakowałam szczegółowo bagaże - koszulki w najwyższej szufladzie komody, obok nich swetry i bluzy, w drugiej za to spodnie i rajstopy... Poukładałam różne duperele na komodzie i uśmiechnęłam się dumnie.
    - No i gotowe - powiedziałam sama do siebie, kiedy to usłyszałam melodyjne pukanie do drzwi.
Otworzyłam je pospiesznie i zobaczyłam przed sobą Maćka.
    - Macieeeeek! - ucieszyłam się, ściskając go. Oh naprawdę, dawno żeśmy się nie widzieli. - Co cię sprowadza w moje... Ekhem... - obejrzałam się za siebie. Przebywałam tu od może jakiejś pół godziny, a już rzucając się na łóżko zrobiłam na nim niezły bałagan. - Cztery niezbyt uporządkowane kąty...?
    - Chciałem zobaczyć koło kogo będę sobie pomieszkiwał - ucieszył się, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. - I ewentualnie u kogo zrobimy sobie dzisiaj seans filmowy!
Wyciągnął nagle zza pleców dvd Uprowadzonej. Oczy mi się pewnie zabłyszczały.
    - Jeju, Maniek, ty to faktycznie dobry gust w filmach masz.
Zaśmiał się, po czym pogawędziliśmy chwilę i Kotek zmyknął do siebie. Poinformował mnie jednak wcześniej, że mają za dziesięć minut trening na skoczni i jeśli chcę, również mogę się tam zjawić. Rozczesałam więc tylko szczotką włosy i wrzuciłam na siebie ciemne dżinsy, luźny, biały t-shirt z nadrukiem i szary cardigan. Wsunęłam pośpiesznie nogi w moje ukochane cynamonowe emu, ubrałam kurtkę i zgarnęłam do rąk szalik, czapkę i rękawiczki.
Chłopcy namówili trenera Kruczka, aby na skocznię doszli piechotką. Miał drobne wątpliwości, ale kilkaset metrów za bramą ośrodka stała dorożka. Wiecie już pewnie, co się stało, prawda?

                                                                                    ~*~

    Na skoczni byliśmy w sam raz. Zaparło mi dech w piersiach, kiedy zobaczyłam ją po raz pierwszy. To jak była oświetlona, trybuny, zjazd, wszystko, co tutaj sie znajdowało było dla mnie zupełnie nowe. Co prawda widziałam już skocznię w Zakopanem (a gdybym nie widziała to byłoby to dziwne) czy w Wiśle, ale po raz pierwszy stałam przed skocznią gdziekolwiek za granicami Polski. I czułam się świetnie.
    Oczywiście, musiałam wziąć ze sobą aparat, więc usadowiłam się w sektorze dla sponsorów i fotografów. Przyglądałam się naszym skoczkom z zachwytem, zawsze robiłam to przecież przed laptopem lub komputerem a teraz? Cykałam zdjęcia wszystkim naszym reprezentantom, których mimo że znałam już wcześniej, teraz byłam w innym świecie.
    Na treningu Kamil spisywał się genialnie. Przeskoczył nawet raz długość skoczni, co zdarzyło się tamtego popołudnia tylko dwa razy włączając próbę Kamila - drugi raz skoczył tak Dawid. Jak się później okazało, Maciek odpuścił sobie trening i nie powiem, trener Kruczek trochę się zirytował, ale faktycznie Kociątko od ostatniego czasu było dosyć niestabilne jeśli chodzi o formę. Nie wiem, czy coś go łapało czy co, ale czuł się dziwnie od kilku tygodni. Ogólnie rzecz biorąc - przed jutrzejszymi kwalifikacjami, nasi byli przygotowani na wszystko.
    Okazało się, że po naszym treningu trener reprezentacji Niemiec, Werner Schuster również postanowił trochę rozruszać przed jutrzejszym dniem swoim zawodników. Kamil chciał zaciągnąć mnie z powrotem do hotelu, ale ja postanowiłam nadal posiedzieć sobie i pooglądać skoczków.
    Byłam zachwycona formą naszej reprezentacji, a przy treningu Niemców szczęka w ogóle opadła mi do kolan. Byli niesamowici, skakali tak jakby to byłby co najmniej już prawdziwy konkurs, a mimo to nadal sprawiali wrażenie takich zrelaksowanych i kompletnie na luzie. Skakali bez żadnego respektu, bawili się tym sportem, ale nadal byli profesjonalni.
    Nadeszła kolej na jakiegoś debiutanta. Tak przynajmniej mi się zdaje, bo rozpoznałam go na belce startowej po kombinezonie bo przechodził obok mnie jeszcze przed treningiem. I jego twarzy nigdy wcześniej nie widziałam przez te wszystkie sezony. Ale skoczył fenomenalnie! Idealnie zaznaczył telemark przy lądowaniu, lot spokojny, wybicie z progu chyba też dobre. Niesamowicie daleko z resztą skoczył. Z tego co wywnioskowałam z rozmów między nim a kolegami, to nazywa się Andi. Pewnie skrót od Andreas, bo tak zazwyczaj bywa. W każdym razie zrobiłam mu pełno zdjęć, kiedy znalazł się już na zjeździe skoczni i był o może metr dalej ode mnie. Oparłam się o banery i zrobiłam mu kolejne zdjęcie, w chwili kiedy zdejmował gogle.
    Przeglądnęłam zdjęcia i zerknęłam na niego. Szła druga tura skoków, byłam ciekawa jak pójdzie mu tym razem. I nie zawiódł. Znowu skoczył pięknie technicznie i może o metr, półtorej bliżej, ale nadal robił na mnie wrażenie. I pewnie nie tylko na mnie.
    Na skoczni zostałam aż do końca treningu Niemców, aż zrobiło się ciemno. Ze skoczków zostali na niej tylko Wank, Freitag i Wellinger (tak, poznałam już nawet jego nazwisko - nie ma to jak 'czuły słuch'). Później już tylko Andi został na skoczni, siedział na trybunach i chyba przyglądał się skoczni, to było cholernie urocze. To znaczy urocze było dla mnie to, że nawet kiedy skończył się trening on nadal 'nie rozstawał' się ze skocznią.
    Nie wiem naprawdę co strzeliło mi do głowy, ale podeszłam do niego z chęcią pogawędki. Bo mimo że był debiutantem to już przykuł moją uwagę, i jutro pewnie też przykuje. Tradycyjnie najpierw poprosilam o autograf, na co nieco się zaśmiał twierdząc, że jeszcze sobie takiego podpisu nie wyrobił, ale podpisał mi się na specjalnym miejscu w zeszycie i zaczęliśmy gawędzić.
    - Tak w ogóle, to Amelia Stoch - podałam mu rękę z najszerszym uśmiechem, jaki potrafiłam wyczarować.
Znowu uniósł kąciki ust do góry.
    - Przecież wiem kim jesteś - podał mi rękę. - Robisz furorę w naszej ekipie. Severin mówi, że robisz dobrą herbatę...
    - Hmpf, ależ dziękuję - uniosłam brwi i zaśmiałam się.
 Okazało się, że Andreas jest moim rówieśnikiem... No prawie, bo był ode mnie starszy równo o trzy miesiące. Na początku był kombinatorem norweskim, ale przerzucił się rok temu na skoki. I jeszcze pływa kiedy ma wolny czas. Oprócz tego dowiedziałam się też że śpi przy otwartym oknie, herbatę słodzi jedną łyżeczką, no i w wieku pięciu lat wbił widelec w pluszaka starszej siostry... Ja nie pozostałam mu dłużna i chwilę później oboje wiedzieliśmy o sobie już odrobinkę.
    - Jeju, muszę się już chyba zbierać... - mruknęłam, patrząc na zegarek na telefonie.
    - Odprowadzić cię? - uśmiechnął się do mnie, na co z chęcią się zgodziłam.
Chwilę później byliśmy już w ośrodku, kiedy przechodziliśmy obok hotelu Niemców usłyszeliśmy pogwizdywanie z jednego z balkonów. Okazało się że był to nikt inny jak kolega Wellingera z drużyny.
    - Wank idioto! - Andi zaśmiał się do kolegi, lepiąc śnieżkę i trafiając centralnie w taras Niemca. Pogroził mu palcem, po czym odprowadził mnie pod drzwi naszego hotelu.
    Wciągnęłam nosem mroźne, orzeźwiające powietrze i oglądnęłam się. Śnieg nie miał zamiaru stopnieć, z resztą jakim sposobem miałoby się tak stać, skoro było sześć stopni mrozu? I tak lubiłam śnieg, więc to nie był dla mnie problem.
    - Będziesz jutro na zawodach? - spytał nagle Andi.
    - No jasne.
Uśmiech wstąpił na chwilę na jego usta.
    - Trzymaj za mnie kciuki - puścił do mnie oczko, na co uniosłam brwi znacząco.
    - Sektor dla sponsorów - odpowiedziałam mu tylko, po czym strzepnęłam odrobinę śniegu z jego ramienia. - Będę ci cykać zdjęcia.
    - I fajnie.
Zaśmiał się ostatni raz i rozeszliśmy się w swoje strony. Weszłam do budynku i wytarłam buty o wycieraczkę, odbierając od recepcjonistki kluczyki, które wcześniej jej dałam do przetrzymania, po czym pobiegłam na nasze piętro.
    Pod moimi drzwiami już stał Kamil, trochę zmartwiony.
    - Milka - powiedział - gdzie ty się podziewałaś? Już dwudziesta a ty przecież w ogóle Lillehammer nie znasz, martwiliśmy się z Maćkiem...
    - Oooo nie, co to to nie, ja się o nikogo nie martwiłem - zawołał z oburzeniem Maciek, wychylając głowę przez uchylone drzwi. - To ty kwiczałeś, że Niemcy porwali ci twoją kochaną, małą Amelkę!
    - No nic - westchnął Kamil, po czym poklepał mnie po głowie. - Idź się przebrać w piżamę czy coś, bo mówiłaś że maraton z Maćkiem macie za pół godziny.
Skinęłam energicznie głową na znak, że pamiętam, a szczerze mówiąc zupełnie o tym zapomniałam. Wpadałam do pokoju i wzięłam szybki prysznic, po czym przebrałam się w moją kochaną piżamkę z jelonkiem Bambi. Włosy spięłam w koczka, a nogi wsunęłam w moje emu i narzuciłam na siebie kurtkę. Musiałam jeszcze lecieć do sklepu i, narażając pewnie swoje życie (albo po prostu odporność) na śmierć, wystrzeliłam jak torpeda z pokoju hotelowego i wkrótce również z hotelu, ciesząc się jednak, że pierwszy raz w życiu pojechałam z Kamilem za granicę na konkurs i że mogę tutaj mu kibicować.
  A więc, Amelia, po raz pierwszy stawiasz kroki na norweskim śniegu.


A/N: Hmmm, no to zaczynamy :D Poznaliście w tej części wszystkich bohaterów głównych, więc później możecie oczekiwać jedynie debiutu innych skoczków ;P Mimo to mam nadzieję, że się wam spodobało, nie wychwyciliście rażącej ilości literówek i że będziecie oczekiwali na rozdział 2! ;D

PS. A jeśli w jakimkolwiek rozdziale pojawi się jakaś nieznana Wam dotąd ksywka któregoś ze skoczków - istnieje 99% prawdopodobieństwa, że to Milka owy przydomek wymyśliła! ;D

Pozdrawiam :*

6 komentarzy:

  1. niesamowicie się cieszę, że mogę jako pierwsza skomentować twoje opowiadanie. Jest niesamowicie pozytywne, cały czas się uśmiecham, gdy je czytam. maraton filmowy z Maćkiem, oh :D i.. tylko po Wanku można było się spodziewać, że będzie gwizdał na Welliego i Milkę :> dodaję Twój blog do listy czytelniczej ^^ + genialny, cudowny, wspaniały, niesamowity nagłówek <3 ++ cieszę się, że nie jestem jedyna, która pisze o Andim ^^

    Pozdrawiam :*
    no i zapraszam na pierwszy rozdział [welliever].

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak tu fajnie! Nie dosc, ze szablon sliczny to tresc zaskakujaca. :) Tak na marginesie, pizama z jelonkiem Bambi? Czaaad :D
    Jesli masz czas i ochote, zapraszam do mnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny! W końcu ktoś zaczął pisać o Wellim, nie będę sama ^^
    Będę regularnie śledzić zmagania Milki, ale zapraszam Cię także do siebie.
    http://now-you-know.blogspot.com/

    A tak w ogóle to moje gg 1283767 - proszę o wiadomości o nowych notkach. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za ciepły komentarz. U Ciebie w adresie "ski jumping" i już u mnie uśmiech na twarzy. Też będę u Ciebie czytać. Nie mam GG, więc mogę informować na Twoim blogu? : ) / 444-days-in-hell

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczywiście, że możesz informować mnie tutaj, nie przeszkadza mi to :) Dziękuję za komentarz! :D

      Usuń
  5. A ja aż po miesiącu dopiero zaczęłam tutaj u Ciebie czytać, ale wybaczysz mi? Naprawdę brak czasu. Teraz już będę regularnie, jak będzie się u Ciebie coś nowego pojawiać. SŁOWO!
    A więc? Bardzo ciekawie piszesz i tak strasznie fajnie mi się czyta twoje "cudo". Lekki styl pisania, wiesz? Literówek nie wychwyciłam.
    Kamil - jaki nadopiekuńczy starszy brat. W ogóle świetnie opisałaś wszystkich bohaterów, poznałam ich chociaż odrobinę i pewnie z każdym rozdziałem, poznawać będę ich bardziej.
    Amelka to bardzo pozytywna postać, taka urocza i wesoła. Fajnie, że razem z reprezentacją Polski mogła wybrać się na skoki za granicę. Pozazdrościć!
    Pozdrawiam i czytam dalsze.

    OdpowiedzUsuń