- Chcesz frytki czy popcorn? - przywitałam Kota lakonicznym pytaniem, które i tak analizował chwilę. Jego poziom inteligencji po kilkugodzinnym locie samolotem chyba obniżał się drastycznie.
- Popcorn - odparł - Maślany.
- No jasne, skąd ja ci myślisz wezmę maślany? Nie rozczytałam się z tych norweskich bazgrołków.
- A obrazków nie było? Masła nie widziałaś? - zaśmiał się, omiatając mój pokoik wzrokiem. Wskoczył na łóżko i przetestował znajdujące się w nim sprężyny, no ale cóż, skoro przetrzymało to mnie i moje 54 kilogramy, to pewnie przetrzyma też jego blisko 58.
Wsadziłam popcorn do mikrofalówki, po tym jak wyjęłam z nich frytki które zrobiłam sama dla siebie w sumie. Do małych miseczek przelałam sosy, po czym rozłożyłam się na pufie która stała jeszcze jakiś czas temu w apartamencie Maćka (przyniósł mi ją bo stwierdził, że on się nie będzie na niej zbytnio wylegiwał).
-Wybierz polski, idioto! - jęknęłam, biorąc do buzi frytkę i maczając ją przedtem w sosie czosnkowym i keczupie.
- Kamil zabronił mi ciebie demoralizować i kazał mi ciebie edukować - odpowiedział, wzruszając ramionami i wybierając język żabojadów. - Pouczymy się francuskiego!
Zaakcentował ostatnie słowa z udawanym francuskim akcentem, po czym wyjął popcorn z mikrofalówki.
- Lalalalalaa, nie opluj się tylko ty tygrysie - warknęłam na niego.
- Krowy muczą a nie warczą - uśmiechnął się i powalił tuż obok mnie, szczypiąc mnie w nos i wkrótce skupiając swoją uwagę na ekranie telewizora. I chwilę później oboje popijaliśmy sobie norweskie icetea i zajadaliśmy się niezbyt pożywnymi przekąskami.
Okazało się że Kociątko faktycznie wybrało język fhrancuzła, ale na szczęśnie również polskie napisy.Doprawdy edukujące. Maciek stwierdził, że córka głownego bohatera była ciamajdą i że nie była zbyt asertywna, oraz że ja na jej miejscu na pewno bym dała im w pysk i byłoby cacy. Później jednak uspokoiliśmy się i bez żadnych recenzji oglądnęliśmy Uprowadzoną do końca. Później wpadli jeszcze Krzysiek i Kamil, Krzysiu podrzucił nam kilka filmów, a Kamil spojrzał tylko czy żyję i dalej zatopił się w telefonicznej rozmowie z Ewą, która została w Polsce. Ostatecznie razem z Kotem oglądnęliśmy jeszcze Poznaj moich rodziców, no cóż, wypadałoby się również trochę pośmiać. No i faktycznie kwiczeliśmy jak świnie. Ha, mało powiedziane! Myśmy piszczali ze śmiechu, dusiliśmy się kilkakrotnie i pewnie reszta domowników mogłaby nas osądzić o coś typu schizofrenia.
Po seansie Maciej pomógł mi uprzątnąć trochę pokój. Skończyliśmy o może jakoś 22, Maciejka to chciałaby pewnie się już położyć spać bo to przecież leń patentowy był, no ale że mieszkał razem z Krzysiem Miętusem to pewnie sobie coś jeszcze pogawędzą i też pooglądają. Kiedy wszystko było uprzątnięte, zaproponowałam Kotowi gorącą czekoladę. Oczy mu zabłysły, więc odebrałam to jako 'daj mi ją albo zapamiętasz mnie jako lwa, a nie milusie kociątko'. Chwilę później siedzieliśmy sobie na łóżku, patrząc w telewizji na powtórkę któregoś z meczu Barcelony.
- Nie mów mi tylko, że im kibicujesz - rzekł Maciek-Madridista, przenikliwie patrząc na sylwetkę biegającego Messiego.
- Nie, wolę Real - odparłam z wyszczerzem, po czym zasiorpałam czekoladą.
Zarzuciłam na siebie bluzę Jack'a Wills'a, po czym wyszłam na balkon. Mroźne, zimowe powietrze uderzyło mnie na powitanie, aczkolwiek było niesamowicie świeże i takie... Nadzwyczajne. Inne niż w Zakopanym. Powietrze wokół pachniało jodłą i świerkami, świeżo spadającym na i tak ośnieżoną już ziemię śniegiem, moją gorącą czekoladą i... Wanilią. Dokładniej to jakąś mieszanką wanilii i prawdopodobnie kawy. Zaciągnęłam się raz jeszcze zapachem, który w sumie unosił się z niewiadomego miejsca i zobaczyłam uchylone drzwi balkonowe naprzeciwko moich. Tarasy moje i nieznajomego leżały równolegle do siebie, zmrużyłam oczy, aby ujrzeć kogoś zza szyby i serce mi na chwilę stanęło, musiałam mocniej złapać kubek żeby go nie upuścić.
Andi pomachał mi, zarzucając na piżamę niesamowicie uroczy sweter w norweskie wzory i wycierając swoje rozczochrane, mokre włosy ręcznikiem. Wyszedł na balkon i wziął do ręki kubek stojący na parapecie.
- Cześć schönheit - rzucił do mnie, biorąc łyk napoju z kubka z reniferem trzymającym flagę Niemiec. Miałam wrażenie, że szczęka mi za chwilę opadnie na dół. Znałam go od zaledwie kilku godzin a on mi tutaj wyjeżdża już z 'cześć piękna'? No chyba nie, człowieku. Zamrugałam kilka razy oczami, po czym ogarnęłam się i uniosłam kąciki ust do góry.
- Cześć - popiłam gorącą czekoladę. - Co tam siorpiesz?
- Kawę waniliową.
Więc jednak mój węch mnie nie zawiódł. Ładnie mu było w takich rozczochranych i nieułożonych włosach, w najbardziej uroczym swetrze jaki kiedykolwiek widziałam i z równie kochanym kubkiem w dłoniach. Jezus Milka, o czym ty myślisz...
- Przeziębisz się jak z mokrą głową będziesz stał tutaj - pogroziłam mu palcem. Zaśmiał się, po czym spojrzał na mnie kobaltowymi tęczówkami.
- Bardzo ładnie mówisz po niemiecku - zachichotał. Widziałam, jak jego niebieskie oczy śmieją się łącznie z nim samym. Słodki zapach jego kawy roznosił się wokół. - Pomyliłaś mnie właśnie z kobietą...
- Oj cicho! - oboje zaśmialiśmy się, po czym doszliśmy do wniosku, że łatwiej będzie nam przejść na angielski. I ja, i Andi używaliśmy niezbyt rozwiniętego języka, ale już lepsze to niż mówienie do siebie 'będziesz stała zimno ciebie', bo na takiej pewnie podstawie sformułowałam moje ostatnie zdanie do niego. Dlatego też gawędziliśmy sobie po brytyjskim angielskim i piliśmy słodkie do bólu napoje.
Usłyszałam nagle, jak Maciek puka w szybę balkonu. Otworzyłam drzwi od tarasu i wystawiłam głowę. Zauważyłam, że Maciej nawet pościelił mi łóżko. Kochana chłopaczyna.
- Zbieram się już - poinformował mnie, po czym potrząsnął opakowaniami z dvd. - Jutro konkurs, pamiętaj tylko.
- Będę na pewno - zapewniłam go, przytuliłam i poszedł. Wróciłam na balkon, do Andiego. Przypatrywał się mi przez chwilę, aż w końcu uśmiech znowu wrócił na jego usta. Nadal trzymał kubek w dłoniach, więc zapach jego waniliowej kawy roznosił się po okolicy.
- Jesteście razem? - spytał nagle.
Uniosłam brwi w zaskoczeniu i spojrzałam na czerwony nos renifera na Andreasowym kubku.
- Nie, przyjaźnię się z Maćkiem już od kilku lat - uśmiechnęłam się, wspominając dzień w którym po konkursie podeszłam do Kamila i jego kolegów. Właśnie wtedy poznałam jakby mojego drugiego brata, drugą najbliższą mi w życiu osobę zaraz po Kamilątku, Macieja.
- Rozumiem - odpowiedział tylko i zapadła cisza. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę, raz na jakiś czas mój wzrok uciekał za Andiego, do jego pokoju. Chyba jego ubrania były porozrzucane po łóżku, drzwi od któregoś z pomieszczeń, zakładam że z łazienki były uchylone. Na szafeczce nocnej stało kilka świeczek.
Ziewnęłam przeciągle, po czym usiadłam po turecku na puchatym, aczkolwiek chłodnym dywanie, który leżał na tarasie.
- Przeziębisz się jak tak siedzieć będziesz - spojrzał na mnie, po czym sam również usiadł na dywaniku. Tyle, że jego był w kolorze cynamonowym, mój za to w ciepłym bordowym. - Ale jak solidarność to solidarność, nie?
Zachichotałam, po czym dopiłam czekoladę do końca.
- Solidarność!
Unieśliśmy kubki w górę i udaliśmy, że stuknęliśmy się nimi z odległości. Czułam się teraz tak inaczej niż z Moniką albo Maćkiem, może i nawet inaczej niż z Kamilem. Z nimi również zawsze bawiłam się wspaniale, ale z Andreasem miałam jakąś taką więź, że nadawaliśmy na tych samych falach jeszcze bardziej niż nadawałam z Maćkiem czy Moniką, i mieliśmy tyle wspólnych tematów do rozmowy, że nie starczyłoby nam pewnie doby. A znaliśmy się przecież od zaledwie kilku godzin.
- Oh mein Gott - jęknął nagle po niemiecku, sprawiając że uśmiechnęłam się. Uroczo zabrzmiał. - Już prawie wpół do dwunastej, Schuster mnie zabije...
- Idź już spać - powiedziałam tylko, podnosząc się i obracając kubek w palcach - Nie chcę później widzieć ciebie leżącego plackiem na skoczni, boś się nie wyspał.
Zaśmiał się, po czym również wstał.
- Może i masz rację. Dobranoc, schatz.
Pomachał do mnie tylko i wyszedł z balkonu, zostawiając mnie samą na mroźnym, zimowym wietrze. Najpierw 'cześć piękna', a teraz 'dobranoc, kochanie'? Gorąco mi się zrobiło, zapewne rumieniec wstąpił na moje zmarznięte policzki. Faktycznie Andi był mnm... No, sympatyczny, urodę to mu Bóg też podarował i w dodatku miał poczucie humoru... I to jak wplątywał niemiecki w angielski... Ale przede wszystkim jego oczy i głos! Już na treningu zauważyłam, że jego oczy były niesamowicie niebieskie i głębokie. Iskrzyły najróżniejszymi odcieniami błękitnego, morskiego i granatowego, a jego głos... Boże, jego głos był najukochańszą rzeczą, jaką słyszałam! Był jednocześnie taki męski i uroczy zarazem, zauważyłam że kiedy pił kawę lekko chrypiał. I jego wzrost też był jego atutem, zakładam że był w okolicach 185 centymetrów. No i jego uśmiech, miał idealnie białe, równe zęby...
W głowie mi się zakręciło. O czym ty, Amelia, do cholery myślisz? No chyba nie myślisz o kimś w tym sensie. Weszłam do pokoju, zamykając za sobą drzwi na balkon i położyłam się na łóżku. Zapaliłam lampkę, która wisiała nad łóżkiem, po czym sięgnęłam ręką do szafki po mojego iPhone'a.
Faktycznie Ewa jeździła często na konkursy Kamila, ale równie często zostawała w Zakopanym i zajmowała się sobą i fotografią. Teraz również została w kraju, jednak Kamilątko zawsze wydzwaniało do niej co godzinę i pytało, co u niej, czy wszystko dobrze i tak dalej, i tak dalej... Ostatnie zakochańce, hihi.

Zastanawiałam się, czy powiedzieć Ewie o Andim i w ogóle. W końcu na razie to tylko kolega i nie zapowiada się, żebyśmy się przyjaźnili albo tym bardziej chodzili ze sobą, więc jednak postanowiłam nie zawracać tym sobie i Ewie głowy. Gdybym miała chwalić się każdą nową nawizaną znajomością, to musiałabym codziennie wysyłać do niej smsy.


"Uh, spać się jej zachciało wtedy kiedy mi nie" - pomyślałam, po czym wlepiłam tępo wzrok w Davida Villę, cieszącego się ze zdobytej bramki na telewizorze. Poczułam, jak nuży mnie nieco sen i powieki stają się cięższe, więc postanowiłam tylko popykać sobie krótko w Angry Birdsy i na tym wesołym akcencie zakończyć dzisiejszy dzień. Wstałam z łóżka, aby wyłączyć światło w kuchni i po drodze jednocześnie pomachałam jeszcze Andiemu, który kręcił się jeszcze po swoim pokoju i zauważył mnie kątem oka. Ale miło dzisiaj dzisiejszy dzionek minął, o rajuśku!
Wskoczyłam do łóżka i opatuliłam się kołdrą po samą szyję, tak że spod beżowej pościeli w cynamonowe paski wystawała jedynie moja głowa od uszu w górę oraz iPhone, który trzymałam w dłoniach. I na tym muszę zakończyć relację z tego dnia, bo oczy mi się same zamknęły, buzia rozdziawiła mi się, kiedy ziewnęłam beznamiętnie i następnie spokojnie zasnęłam.
~*~
Obudziły mnie radosne głosy, dochodzące zza drzwi. Otworzyłam leniwie oczy, z niezbyt dużą chęcią do wyjścia z miękkiego, ciepłego łóżka (chyba polubię skandynawskie hotele...), no ale jak mus, to mus. Odwróciłam się na plecy i wbiłam wzrok przed siebie, trzepocząc rzęsami, aby szybciej się wybudzić. Zauważyłam, że nie wyłączyłam wczoraj telewizora i pewnie trochę będzie to właścicieli tego ośrodka kosztować, bo zza ściany całą noc również było słychać głos lektora z jakiegoś filmu. Usłyszałam nagle głośny śmiech Maćka, który piszczał co chwilę 'zostaw! zostaw!', a zaraz po nim rechot bodajże Piotrka i Krzyśka. Wsunęłam nogi w wygodne kapcie, po czym otworzyłam drzwi kluczem i wychyliłam głowę zza drzwi. Dużo się nie pomyliłam, faktycznie Maciek latał w tej wewtę po korytarzu, skacząc na jednej nodze. Wkrótce moim oczom ukazał się również Piotrek, z jego kapciem w ręku. Kiedy tylko zauważył mnie w drzwiach, wrzucił mi kapcia Kotka do pokoju i uciekł.
- Boże Amelka, daj mi to! - zawołał z nadzieją, opierając się o framugę drzwi. Wydął dolną wargę w geście głębokiej prośby. - Ładnie proszę...
Rzuciłam w niego jego kapciem, po czym pogroziłam mu palcem z groźną miną.
- Ja ci dam Amelka, ta Amelka to ci kiedyś odda takim kapciem, ty, ty...
Zarechotał tylko i zniknął szybko do swojego pokoju, zostawiając mnie niewyspaną, niezbyt ogarniętą i zupełnie nie wiedzącą co się dzieje. Zamknęłam drzwi od pokoju i nie miałam nawet chwili wytchnienia, bo już zadzwonił nagle mój iPhone. Rzuciłam się na szafkę nocną i nieco się zdziwiłam, kiedy na ekraniku zauważyłam przychodzące połączenie od mamy. Szybko do mojego serca wkroczyła nieograniczona radość.
- Mamuuuś - zawołałam wesoło do telefonu, po czym zaczęłam krążyć bez celu po moim pokoju hotelowym. - Co u mnie? Nic ciekawego w sumie, oglądałam wczoraj Kamila na skoczni i trochę zdjęć porobiłam... Tak, tak, zimno jest... Mróz kilka stopni... Tak, dobrze spakowałaś wszystkie swetry...
- A kogoś fajnego już tam poznałaś z innych reprezentacji albo coś? - spytała równie wesoło mama. Serce mi mocniej zabiło, po czym zerknęłam w stronę balkonu Andreasa. Miał zgaszone światło, więc pewnie jeszcze spał.
- Nie... Chyba nie - ściszyłam nagle głos, zupełnie jakby ktoś mnie mógł usłyszeć.
- Jak to 'chyba'? Nikt się fajny nie kręcił obok ciebie? - zażartowała. Upadłam bezradnie na łóżko. Muszę się wam przyznać, że wczoraj nawet zwykła, gorąca czekolada, którą piję co wieczór na zmianę z herbatą, smakowała sto razy lepiej, kiedy stałam tam na balkonie i rozmawiałam z nim. Nawet zapach wanilii, który zazwyczaj mnie drażnił, wtedy był dla mnie najpiękniejszym na świecie. I nawet jego spodnie od piżamy w granatowo-czerwoną kratę i biało-czerwony sweter w norweskie wzory były dla mnie godne wybiegu w Mediolanie. Myślałam, że nie da się złapać zauroczenia do kogoś w kilka godzin. Więc albo to ja byłam zbyt naiwna i dziecinna, albo już taki jest los istot ludzkich.
- Nie on mamo, tylko ja- jęknęłam bezradnie do telefonu. - Chyba wpadłam po uszy.
A/N: Nuda, nuda i nuda.. Sam cukier w dzisiejszym rozdziale, bo Milka sobie uświadamia pewne hmm... Rzeczy :P Liczę jednak, że nie przejadła się wam słodycz w dzisiejszym rozdziale. W trzecim na szczęście nie będzie już aż tak słodko :) Mimo to jednak mam nadzieję że spodobał Wam się ten rozdzialik.
Co u mnie...? Dzisiejszy dzień spędziłam głównie w autokarze i Wejherowie - nie ma to jak wycieczka na cmentarz ofiar faszyzmu. Straszne, patrzeć tak na te nagrobki. Tyle ludzi tam zginęło... Brrr. Nie będę jednak o tym dużo mówić. Poza dzisiejszym wyjazdem u mnie dużo nauki, na pierwszy semestr nareszcie przyzwoita średnia 5.0... :D Teraz tylko utrzymać poziom! W czwartek mimo to i tak cały dzień siedziałam jak na szpilkach, bo Andi miał w Libercu konkurs indywidualny MŚJ i nie mogłam doczekać się 18. Ostatecznie zajął 5. miejsce, ale za to Klimek Murańka był 2.! Gratulacje! :)
CZYTASZ? = KOMENTARZ!
Jeśli ktoś chciałby być informowany o nn, proszę o nr gg w komentarzu :*
Pozdrawiam! :*
Słodko...słodko. Spojrzala pogadała i wpadła jak widzimy po uszy. No tak to jest z kobietami;-) Ale ciekawi mnie czy on tez?!!! Nastepny rozdzial ma juz nie byc cukierkowy, wiec cos przelomowego musi sie wydarzyć. A w tle basza walnieta druzyna narodowa . Podoba sie bardzo. Informuj mnie : 46125209. Pozdrawiam i duzo weny.
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo, bardzo mi sie to podoba! Bardzo lekko się czyta. Maciek jest najlepszy. A wizja Andiego na tym balkonie mnie rozwaliła! :D
OdpowiedzUsuńCiagle mi ktos przerywal w czytaniu, to mama, to tata, brat. To mozna nerwicy dostac :D Jeju, jak to sie szybko czyta! Andi jaki troskliwy na tym tarasie, boziu ;) "Och mein Gott" - chce wiecej! :*
OdpowiedzUsuńZaraz, nieee. ;( skasowało mi taki awesome komentarz, no nie ;<
OdpowiedzUsuńUwielbiam to wszystko. Uwielbiam twojego Macka, Kamila, Welliego i Milkę. z nimi nikt nie będzie się nudził, bo toż to cyrk bardziej niż na kółkach. Zawsze wesoło ;)
a scena na balkonie naprawdę słodka ;) Mam nadzieję, że będzie coś z tego więcej, i niech się tak Andi nie obawia konkurenta w postaci Kota, bo on nim nie jest (mam taką nadzieję) ;P
zapraszam do siebie, także na skokowe opowiadanie, jeśli możesz to informuj mnie tam o nowym
ok już zauważyłam 630979 mój nr gg ;p
Usuń45804235 - informuj, jeśli możesz ;D
OdpowiedzUsuńSłodziaki *.* hah, uwielbiam Cię, za waniliową kawę Andiego, bo sama baaardzo ją lubię :D tak myślę.. jak to w trójce smutniej ? W tym rozdziale nic na to nie zapowiadało. Mam nadzieję, że nadzwyczajnie smutne to nie będzie ;p U mnie niedługo dwójka :) [welliever]
OdpowiedzUsuń