Bawiliśmy się w naszym autokarze w najlepsze. Ewa, gdy obudziła się już i zauważyła rysunek na twarzy (bardzo wywinięte te wąsy miała, narysowałabym ładniejsze, hmpf!), zrobiła chłopakom dosłownie piekło. Okazało się, że Krzysiek ma łaskotki i to wcale nie małe, wystarczyło dotknąć go w żebra i już się chichrał. Oczywiście, wykorzystałyśmy tą okazję i skończyło się na tym, że Miętus był cały siny ze śmiechu.
- Boże, Ewa, przestańcie już, ahahaha MILKA PRZESTAŃ - wydzierała się nasza bezradna ofiara, wijąc się na boki, kiedy dźgnęłam go w żebra i zaczęłam go łaskotać. Nie pomyślałam, że Maciek, który dotychczas siedział cicho, ostatecznie może zrobić mi to samo i chwilę później sama już błagałam Kociątko o wybaczenie. Kierowca jedynie się śmiał z nas, że zachowujemy się jak pięciolatki, a po chwili Łukasz Kruczek uświadomił Macieja oraz Krzysztofa, iż mają dożywotni zakaz zbliżania się do mnie i do Ewy, albowiem bębenki w jego uszach tego spotkania nie wytrzymują. Ale sytuacja się nie uspokoiła, ba, nadal się darliśmy w niebogłosy, no, bo jednak jak ktoś ciebie gilgocze jak nigdy to chyba nie jeden by poszedł w nasze ślady, ale ostatecznie zaczęły boleć nas gardła i postanowiliśmy przestać.
Rozłożyłam się wygodnie na fotelu, po czym zaczęłam smsować z Moniką. Przyjaźniłyśmy się od podstawówki, więc już w sumie kupę czasu, i mimo, że Moniś nie rozumiała mnie tak mocno jak na przykład Maciejka czy Kamiś, to i tak była dla mnie jak siostra. Poziomu Kota albo Kamila już się nie da osiągnąć, to była taka więź, że nie da się tego opisać słowami.
"Nie że coś, ale widziałam cię dziś w telewizji :P Fajny ten twój Andi jest ;)"
"Ahahahaa, no jasne! Pomarzyć możesz! xD :*"
" No żartuję przecież. ;* Kamera się wg na was zbliżyła i komentatorzy pogwizdywali."
"Aha, to fajnie."
"No wiem :> Spodziewaj się nagonki w szkole."
Usłyszałam nagle, jak Maciek mnie woła. Ewa szturchnęła mnie w ramię, więc postanowiłam zakończyć naszą rozmowę z Moniką w typowy dla nas sposób (nie, nie jesteśmy pokemonami - po prostu lubimy je parodiować, żegnając się).
" Taaa jasne! :D Loffffki, psiapsiółko, Maciuś mnie woła po coś :*"
" Loffki koffki, Milkunio :*"
Zablokowałam telefon, po czym zwróciłam się w stronę Macieja.
- No, co chciałeś? - spytałam z uśmiechem, po czym usiadłam na miejscu obok niego, które akurat było wolne, bo Maciejka musiała na nim rozłożyć nogi. Na szczęście szybko je schowałam, gdy miałam na nie usiąść.
- Wiesz... Niedługo przejeżdżamy obok Tesco... - wydął dolną wargę.
- Ile kasy ci pożyczyć? - westchnęłam z udawaną obrażoną miną, po czym i tak uśmiechnęłam się do niego radośnie.
- Nie, nie o to chodzi. Składamy się na Zozole?
- No spoko. Ile masz?
- Tutaj to to kosztuje jakieś nasze piętnaście złotych, ja mam siedem.
- To ja dołożę osiem. - uśmiechnęłam się, po czym zwróciłam się do Łukasza. - Łukasz, zajeżdżamy do Tesco? Tak na serio serio?
Trener Polaków odwrócił się w moją stronę, po czym uniósł brwi.
- Gdzie mamy zajeżdżać? - uniósł kąciki ust do góry, po czym spojrzał na Maćka, który schował się za fotel przed nim. - No okej, jak chcecie to możemy zajechać. Kto idzie kupować?
Wskazałam na Maćka, ale że on nadal chował się za oparciem, a inni nagle zaczęli udawać, że śpią, to postanowiłam sama pójść po te żelki dla Maciejki i dla mnie. Spytałam się jeszcze, czy komuś coś też kupić, ale jako, że wszyscy nadal udawali słodziutko śpiących, to poszłam sama. Wygramoliłam się z ciepłego, wygodnego fotela, po czym wyszłam z autokaru.
Uderzyło mnie zimne, rosyjskie powietrze, które zdawało się teraz być jeszcze mroźniejsze niż jakiś czas temu, na skoczni. Zaczęłam dygotać, więc zapięłam tylko szybko kurtkę, naciągnęłam czapkę na uszy i potruchtałam do rosyjskiego Tesco, w poszukiwaniu kwaśnych Zozolów. Szukałam ich kilka minut, pytając obsługę koślawym angielskim gdzie znajduje się dział ze słodyczami. Ku rozpaczy Kociątka, nie znalazłam ich. Dlatego też kupiłam mu tylko Oshee z Realem Madryt, po czym myknęłam na zewnątrz.
Gdy tylko wyszłam z budynku, Florrie zaczęła nagle wyśpiewywać jedną ze swoich piosenek z mojego iPhone'a, co oznaczało przychodzące połączenie. Wyjęłam telefon z kieszeni i uśmiechnęłam się do siebie, gdy zauważyłam wspólne zdjęcie z Andim, które zrobiliśmy sobie wtedy w Lillehammer, które pojawiło się na ekranie.
- Halo?
- No cześć - po jego głosie mogłam wywnioskować, że przed chwilą skończył drzemać. - Odebrałaś smsa?
- Tak, a co? - serce mi zabiło mocniej. Idioto, będę trzymała tego smsa w skrzynce do śmierci, a ty się pytasz czy go w ogóle mam. Śmieszny chyba jesteś, pfff...
- Bo nie odpisałaś.
- Zaskoczyłeś mnie - uśmiechnęłam się, po czym zaczęłam krążyć w kółko po krawężniku. Serce mi załomotało. - Ale...
- Ale? - spytał cwaniacko, na co spuściłam głowę i poczułam rumieńce kwitnące na moich policzkach.
- Ale też cię kocham. Już od... Od nie wiem jakiego czasu. Chyba odkąd cię zobaczyłam. Już wtedy wiedziałam, że jesteś wyjątkowy i... I... I kocham cię.
Uniosłam głowę i poczułam, jak ciężar spadł mi z serca. Nie masz się czego bać, Milka, on ciebie kocha, ty jego też, możesz powiedzieć, że jesteście razem. Wiesz już co czujesz i znalazłaś tego kogoś.
- Wiesz, ja uświadomiłem to sobie dopiero, gdy zauważyłem ciebie dziś na trybunach - powiedział łagodnie. - Jak zauważyłem, że prawie płaczesz. Nie emocjonuj się tak następnym razem, nie chcę widzieć jak płaczesz z mojego powodu.
- Byłam z ciebie dumna - żachnęłam się ze śmiechem, a po chwili spoważniałam. - Ale z tego Andiego z Ruhpolding, a nie Andreasa Wellingera, fenomenu niemieckich skoków. Kocham cię, Andi.
Oglądnęłam się wokoło, gdy przechodziłam przez pasy. Żaden samochód nie jechał, więc postanowiłam przejść, zwłaszcza, że w autokarze Maciej pewnie już myślał nad szukaniem mnie w tym rosyjskim Tesco.
- Ja ciebie też kocham.
Miałam już postawić stopę na krawężniku. Autokar był naprzeciwko mnie, znajdował się może trzy metry dalej ode mnie, kiedy poczułam przeszywający, niesamowity ból roznoszący się po całym moim ciele. Wydałam z siebie krzyk, w którym nie rozpoznałam nawet swojego własnego głosu. Poczułam, jak tracę całe czucie w prawej części ciała i spadłam na zimną, twardą ziemię z czegoś. Złapałam się za brzuch, zwijając się w kłębek i czując ostry ból w płucach; próbowałam oddychać, ale mój oddech był płytki i nieregularny, łapałam powietrze szybko. Po mojej skroni spływało coś ciepłego, jakaś ciecz. I dopiero kiedy zamknęłam i otworzyłam z ogromnym trudem oczy zauważyłam czerwoną maź obok mojej głowy, na moich włosach, na asfalcie.
Potrącił mnie samochód.
Nie wiedziałam nawet, co mam zrobić. Przez mój kręgosłup przeszła nagła fala ostrego, przeszywającego bólu, chciałam zgiąć się jeszcze bardziej, ale nie miałam siły. Cała prawa część ciała była nieczuła na jakikolwiek dotyk czy ruch, usłyszałam przerażony, znajomy krzyk, bodajże Ewy.
- Amelia! - poczułam łomotanie w głowie. Zbyt głośne dźwięki wywoływały u mnie okropny ból głowy, który podsycał dodatkowo ten płynący z kręgosłupa, płuc i rany na głowie. Kaszlnęłam mocno, czując się jakbym miała za chwilę wykaszleć sobie płuca, po czym wydałam z siebie głuchy jęk, gdy Maciek i Ewa podbiegli do mnie.
- Jezus, Amelia, nie zamykaj oczu, nie zamykaj oczu, cicho, wytrzymaj - szeptał Maciej, unosząc mnie delikatnie i poklepując mnie po policzku. Kiwałam delikatnie głową, próbując nawiązać z nim kontakt wzrokowy. Starałam się z całych sił, aby faktycznie nie stracić przytomności. Zauważyłam kątem oka, że Ewa drżącymi palcami wykręca szybko numer ratunkowy.
- Ewa, dzwoń szybciej, ona... Ona... Boże, Amelka, nic nie mów, ona tak płytko oddycha - wyjąkał Kot, trzymając mnie ostrożnie i dyskutując jeszcze z kierowcą auta. - Boże, ona ma taki pusty wzrok, Ewa, dzwoń po pogotowie, błagam cię!
- Zadzwońcie do Kamila - wycharczałam, ciągnąc lewą ręką za kurtkę Maćka. Skrzywiłam się, czując kolejną falę bólu przebiegającą wzdłuż mojego kręgosłupa. - Proszę, do Kamila.
- Będzie dobrze - uspokoił mnie po raz kolejny Maciej, po czym przeklął po cichu i wytarł kciukiem krew z mojej skroni.
Skinęłam znowu głową, czując jak moje ciało robi się coraz cięższe. Rany zdawały się piec i parzyć, a moja prawa noga i ramię nadal były sparaliżowane. Obraz dookoła wyostrzył się nagle, aby późniek wyblaknąć i rozmazać się gwałtownie. Słyszałam jeszcze chwilę stłumiony głos Maćka i Ewy oraz kierowcy w tle, ale nie mogłam rozszyfrować ich słów. W mojej głowie słyszałam jedynie moje szybkie bicie serca, a z pewnym uderzeniem wszystko wokół stało się czarne i głuche.
~*~
Otworzyłam oczy ostrożnie i powoli, jakby bojąc się, co stanie się zaraz po tym. Ostre światło poraziło mnie od razu, dlatego też musiałam jeszcze chwilę poleżeć z zamkniętymi oczami i dopiero po chwili je otworzyć. Kark bolał mnie tak mocno, że bałam się obrócić w którąś stronę; wiedziałam jednak, że w pokoju ktoś jest.
- Amelka - usłyszałam nagle głos Kamila, łamliwy. Obróciłam z wysiłkiem głowę w jego stronę, a gdy Kamil zobaczył mnie (musiałam chyba naprawdę być nieźle poobijana) od razu przytulił mnie do siebie mocno. Głaskał mnie po włosach, chcąc bardziej uspokoić siebie niż mnie. - Moja mała, kochana Amelka.
- Jesteśmy w domu? - spytałam cicho, a gdy zobaczyłam za szybą Maćka rozmawiającego z moją mamą i jakimś lekarzem, mimowolnie uśmiechnęłam się.
- Tak, w Zakopanem - odpowiedział, po czym pogłaskał mnie po skroni. - Rozwaliłaś sobie głowę.
- Naprawdę? - chciałam dotknąć dłonią mojej głowy, ale przeszył mnie straszny ból całego prawego ramienia. Jęknęłam głośno.
- Nie ruszaj się jeszcze tak bardzo, musisz odpoczywać...
Skinęłam powoli głową, po czym spojrzałam na szafkę nocną. Leżał na niej mój iPhone, z pękniętym ekranem, mój laptop i aparat. W dzbanku stał bukiet kwiatów. Nagle zaschło mi w płucach, poczułam, jak serce mi mocniej i szybciej zaczyna bić. Zbyt dużo emocji naraz wywołało u mnie ból głowy w skroni, ale nie zwracałam wtedy na to uwagi. Raz jeszcze spojrzałam na mojego iPhone'a.
Andreas.
- Kamil - uniosłam się na łokcie, po czym sięgnęłam po telefon. Wymagało to ode mnie dużo siły, ale wtedy liczyło się głównie to, żeby Andreas się nie martwił i wiedział, co się dzieje. - Andi wie o tym?
- Tak, dzwonił do ciebie, ale Ewa nie odebrała. Później zadzwonił do mnie i powiedziałem mu.
Przełknęłam ślinę nerwowo, jednak gdzieś w duchu czułam ulgę.
- Co mówił?
- Denerwował się strasznie, bo słyszał pisk opon i jak krzyknęłaś, a później twój telefon się roztrzaskał i nie wiedział, co się dzieje.
- Okej, okej... Dzięki za kwiaty. - uśmiechnęłam się do brata.
- To od Maćka akurat - Kamil spojrzał na wazonik. - Strasznie się przejął twoim wypadkiem.
- Zawołaj go.
Kamil skinął tylko głową i zawołał Maciejkę, po czym sam poszedł po kawę z automatu i zaczął rozmawiać o czymś z lekarzem. Maciej wpadł do pokoju jak torpeda, po czym ostrożnie rzucił się na mnie i zaczął przyglądać mi się uważnie.
- Jesteś cała? Nic cię nie boli? Jak się czujesz? Pamiętasz mnie? Jak się nazywasz? - zasypywał mnie pytaniami, a gdy skończył wziął tylko głęboki oddech.
- Spokojnie, Maciek - odpowiedziałam tylko.
- No dobra. - zmarszczył brwi, siadając na krzesełku obok mojego łóżka. - Jak jeszcze raz będziesz taka głupia, to zabiję albo ciebie, albo tego twojego kochasia...
Spojrzałam na niego zdezorientowana, aczkolwiek skupiona.
- O kim...
- No tego twojego młodego Niemca - żachnął się skoczek. - Wiesz, skoro się przyjaźnimy, powinnaś mi mówić takie rzeczy. W ogóle wkurwiony jestem, gdyby do ciebie nie dzwonił, nie leżałabyś teraz tutaj, a tak to...
- Maciek - przerwałam mu ostro. - To nie jest jego wina, że tutaj leżę, tylko wyłącznie moja lub kierowcy tamtego samochodu. I powiedziałabym ci, tylko nie miałam czasu. Tak, jesteś moim drugim bratem, najlepszym przyjacielem i mówimy sobie o takich rzeczach, to po pierwsze. A po drugie, skoro jesteśmy przyjaciółmi, ty akceptujesz moje decyzje, moje zauroczenia, i nie mówisz mi, że robię coś źle. I kiedy mam kogoś, kto jest dla mnie ważny nie krytykujesz go! - ostatnie słowa powiedziałam drżącym głosem.
- Tak długo, jak te decyzje są złe, mam prawo się do nich wtrącać - warknął, po czym odchylił głowę do tyłu. - Słuchaj Amelia, nie podoba mi się to, że chodzisz z jakimś Niemcem, który po pierwsze jest jeszcze gówniarzem, a po drugie się tobą bawi. Przyjaciele są właśnie od zauważania takich rzeczy - dociął.
- Boże, Maciej - schowałam twarz w dłoniach. Czułam, jak oczy robią mi się wilgotne, a po chwili już zaczęłam płakać. Wiedział przecież, jak bardzo bałam się samotności i tego, że zostanę kiedyś sama. Że Kamila nie będzie, Maćka też, rodziców również. Że będę sama i nie będzie przy mnie już nikogo. Wiedział, że odrzucałam wszystkich tylko po to, aby zaczekać na kogoś, kto zasługuje na tą moją pierwszą miłość, na kogoś, kto nie będzie taki jak inni chłopacy. Który będzie się o mnie troszczył. A on teraz mówi mi, gdy potrzebuję jeszcze wsparcia po tym głupim wypadku, że 'to zły pomysł, że to jakiś gówniarz i że się mną bawi'. I podważa jeszcze moje słowa o naszej przyjaźni. Zaszlochałam żałośnie.
Zapadła głucha cisza, którą przerywał tylko mój płacz, który z każdą sekundą słabł powoli. Maciek patrzył tylko na sufit, a gdy już wyciszyłam i uspokoiłam się do końca, nachylił się nade mną i przytulił mnie do siebie.
- No Milka, przepraszam no - powiedział. - Wiesz, że nie chcę, aby ktoś cię skrzywdził. Wiem, ile czasu poświęciłaś, aby pozbyć się tej fobii i aby znaleźć tego kogoś.
- To nie mów takich rzeczy na następny raz. - załkałam.
- Przepraszam, Milka. - pocałował mnie w czoło.
- No spoko.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, ale Maciejka musiała już spadać do domu, bo i tak już był zmęczony i otrzymał ode mnie dodatkową dobę jazdy trasą Rosja-Polska, a niedługo w końcu święta. Pożegnaliśmy się, po czym wyszedł, machając mi jeszcze później przez szybę.
Znużył mnie akurat sen, kiedy Kamil wszedł do pokoju, z nieco zmartowiną i skupioną miną, po czym usiadł koło mnie na łóżku. Złapał mnie za rękę, po czym zaczął rysować na niej nerwowo jakieś rysunki. Chwilę później w pokoju znaleźli się również mama i Maciek, a za nimi wszedł lekarz i zamknął za sobą drzwi. Zapadła głucha, nieco przerażająca cisza, którą urozmaicał jedynie dźwięk długopisu przemieszczającego się po papierze. Lekarz uważnie pisał coś na kartce, a po chwili położył ją na szafce obok mnie. Spojrzałam mu w oczy i przełknęłam powoli ślinę, słysząc niepokojące słowa Kamila.
- Panie doktorze, ona jest na pewno gotowa na to? - spytał, unikając kontaktu wzrokowego ze mną. Nie wiedziałam zupełnie, o czym Kamil mówi, a ton jego głosu i jego wyraz twarzy jeszcze bardziej mnie martwił. Co mi się do cholery stało i o czym mówił mu lekarz? Poczułam, jak robi mi się duszno.
- Myślę, że można ją tego uświadomić już teraz - lekarz zwrócił wzrok na mnie, po czym wsunął dłoń do kieszeni kitlu. - Lepiej zrobić to już w tej chwili, niż później.
- Kamil - pociągnęłam brata za rękaw. - Co mi jest? - wyszeptałam do niego, na co pogłaskał mnie tylko po głowie.
- Powiemy to bezpośrednio.
Serce mi na chwilę stanęło, gdy usłyszałam słowa lekarza. To nie brzmiało dobrze. Zawsze w filmach, książkach, nawet z opowiadań moich znajomych czy rodziny mogłam wywnioskować, że gdy doktor zaczyna tymi łowami, nie moze być dobrze.
- Samochód uderzył w ciebie z taką siłą, że naderwał włókna w mięśniach prawej nogi oraz przedramienia. Kości w kolanie i ręce są złamane, kilka żeber również. Możesz ewentualnie czuć małe bóle w lewej ręce, ponieważ spadłaś na nią z maski. Najgorzej jest jednak tak jak powiedziałem z prawą ręką i kolanem. Co my tutaj mamy... - zerknął na papiery - Złamana kość strzałkowa, odklejona łąkotka, zerwane wiązadło boczne, ubytek chrząstki.
To było dla mnie jak kulka w głowę. Wiedziałam, co się kieruje za odklejoną łąkotką i tymi wszystkimi świństwami, które mi się przydarzyły. Trenerowi stało się kiedyś to samo - u kulach mógł chodzić po trzech dniach, zaczął chodzić bez ich pomocy po trzech tygodniach, a do luźnego pływania przeszedł dopiero po dwóch miesiącach. Profesjonalne treningi były możliwe dopiero pół roku później. A tymczasem, ja miałam Mistrzostwa Polski już w czerwcu. Eliminacje - w kwietniu. Na styk mogłabym się wykurować, aczkolwiek licząc czas przygotowań i treningu oraz wymagany stan zdrowia, nie miałam szans.
Poczułam, jak łzy nabierają mi się do oczu, a chwilę później zaczęły powoli spływać po moich policzkach. I druga, trzecia, czwarta. Zaczęłam żałośnie szlochać, pozbywając się wszytkich uczuć. Wtuliłam się mocno w Kamila, czując, jak to mnie wypala od środka. Przecież trenowałam odkąd miałam dziesięć lat, siedem lat poważnego treningu, dwa srebrne medale Mistrzostw Polski, czwarte miejsce Mistrzostw Europy. Miałam popłynąć po złoto Polski. A teraz mi te wszystkie marzenia zabrano, jakby nigdy nic. Jednym wypadkiem samochodowym, który przecież mógł skończyć się lżej i bez większych skutków.
- Ja... Ja... - zachłysnęłam się powietrzem, po czym otarłam łzy lewą dłonią i uspokoiłam oddech. - Ja muszę pływać. Jeszcze w kwietniu. W marcu, lutym, muszę!
- To niemożliwe - odparł tylko lekarz, po czym spojrzał na mnie ze współczuciem. Mama próbowała mnie pocieszyć, ale odepchnęłam ją i pozwoliłam tylko Kamilowi, aby mnie głaskał kojąco po plecach i całował raz na jakiś czas w skroń.
- Boże, Kamil - wyszeptałam drżącym, słabym głosem. Nie miałam już na nic sił.
- Nie płacz, Amelka... Ciiicho... Będzie dobrze. Obiecuję ci to.
Lekarz rozmawiał jeszcze chwilę z moją mamą o pomocy psychologa, po czym wyszedł z pomieszczenia. A ja płakałam i płakałam na ramieniu Kamila, nie chcąc, aby gdziekolwiek szedł. Mówiąc szczerze to wtedy chciałam zasnąć na jak najdłużej i obudzić się dopiero, gdy wszystko się uporządkuje.
A/N: Tadaaaa! Chcieliście trochę dramatu, dlatego też jest :P Co prawda Milka żyje, ale jej Mistrzostwa są poważnie zagrożone. Nie wiem jeszcze, czy jej pozwolić tam wystartować czy nie, ale to już będzie zależało od mojego humoru chyba :D Hmmm, ja ogólnie choruję ostatnio, ale od 9.02 mam FERIEEE! </3 Dwa tygodnie słodkiego lenistwa! :P Może zrobię jakąś ankietę albo trailer związany z opowiadaniem, co wy na to? :) I na pewno wystartuję z dwoma-trzema nowymi opowiadaniami, bo mam już gotowe prologi. Mogę wam tylko zdradzić, że również będą o skokach :*
To jak, chcecie w pon. jakąś niespodziankę? :3
CZYTASZ? = KOMENTARZ!!
Pozdrawiam! :***
O rany, biedna Amelia, wszystko jej sie zawalilo chyba w najpiekniejszym momencie jej zycia. Dobrze ze skonczylo sie tylko tak. Mam nadzieje ze Andi zachowa sie teraz jak prawdziwy mezczyzna a nie tak jak go Maciek podstumowal. Oj on to nie odda swojej przyjaciolki bez walki Niemcowi - cos mi sie zdaje. A mial ja przez tyle lat przy sobie i nic. No bedzie ciekawie i oczywiscie poprosze o duzo szokujacych niespodzianek. Super tez ze zaczynasz nowe blogi - ciekawe kto ze skoczkow tym razem???
OdpowiedzUsuńCzekam na wszelkie nowosci z niecierplowoscia i zazdroszcze ze ferie masz jeszcze przed soba:-P
I Buch! Pięknego snu nie ma. A zaczął się, jak mi się zdaje, koszmar następnych kilku miesięcy. Nie dziwie się jej, że tak to przeżywa, w końcu tyle trenowała, włożyła tyle pracy i siły, nie ma dla niej mowy, żeby nie wystąpiła w zawodach... Ach, tak mi jej szkoda ;<
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak to widzieć kogoś po wypadku, ale dla Ewki i Macka, zresztą dla każdego z nich tam będących musiało to być okropne przeżycie. Mam nadzieję jednak, że Andi gdy się dowie, zachowa się porządnie i nie da Kotowi powodów do przyznania mu racji przez Milkę i że się nią zaopiekuje, chociaż to trudne podczas sezonu... Maciek mógł tak nie nadskakiwać na przyjaciółkę... Ja nie wiem... wiem, że boi się utraty przyjaciółki, ale czy tylko to się kryje za jego słowami, czy czasem może uzna Wellingera za rywala? Na razie nic nie wskazuje na to, ale ty zawsze możesz coś wymyślić ;D
Poza tym taki brat jak Kamil ,to jest skarb. Widać, że się bardzo kochają i są za sobą. Pójdą za sobą w ogień, w pewnym sensie zazdroszczę jej takiego brata, bo ja się ze swoim cały czas żrę i wątpię bym kiedykolwiek była w takim stosunku z nim jak oni...
a co do następnych opowiadań... to ujawnisz jacy będą w nich bohaterowie? Bo jestem bardzo ciekawa ;P
I bardzo bym chciała być na twoim miejscu teraz! ja jutro kończę ferie ;< w sumie przez całe 2 tygodnie się opierdzielałam i nic konstruktywnego nie zrobiłam, no ale...
Jejku, jak się rozpisałam, mam nadzieję, że się nie gniewasz ;P
pozdrawiam ;)
Nie ma to jak dzika akcja w autokarze xD Jejku, jak ja wpolczuje Amelii. Taka romantyczna atmosfera, a tu bach! ;((( FERIE.. Odeszly w niepamiec 2 tyg temu :c Czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńBoże, zawał. Przecież pisałam, że nie chcę dramatów ! ;p wyobrażam sobie co czuł Welli, gdy usłyszał pisk opon i krzyk Milki, brrr.. a Maciek ? podobno jest przyjacielem i powinien wspierać Milkę, ZAWSZE. Dlaczego on uważa Andreasa za nieodpowiedniego dla niej ? Nie rozumiem :/
OdpowiedzUsuńNo i co teraz w następnym rozdziale ?! Nie mogę się doczekać !
Miłych ferii, moje już dawno odeszły :<
No i czekam na nowe opowiadania ! :3
[welliever]
http://zakopianski.blogspot.com/ nowiutka piąteczka, zapraszam ;)
OdpowiedzUsuńZwolnij! Nie zdążyłam jeszcze przetrawić tego wypadku samochodowego, a tu nagle: bach! i zawody w zawieszeniu?! ;O Biedna Amelia, współczuję jej, ale mam nadzieję, że wyjdzie z tego szybko :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następne i te nowe opowiadania ^^ kuszące :))
Witaj! :) Zapraszam na nowy rozdział na: http://now-you-know.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń